Groźny wypadek na trasie do Morskiego Oka, koń nie żyje, woźnica trafił do szpitala

0

Do groźnego wypadku doszło wczoraj na drodze do Morskiego Oka. Spłoszony koń uderzył w barierę i wypadł poza nią. Został ciężko ranny.

Jak relacjonuje policja, najprawdopodobniej zwierzę spłoszył przelatujący śmigłowiec TOPR. Na szczęście na wozie nie było turystów. Rozpędzony koń po tym jak poniósł, uderzył w bariery. Jest ciężko ranny. Funkcjonariusze ustalili, że już nie uda się go uratować.

Wypadek wydarzył się niedaleko Polany Włosienica dzisiaj po południu. Wóz zjeżdżał z góry i nie było na nim turystów.

Z ustaleń Fundacji Viva wynika, że podczas postoju na Polanie Włosienica dwa konie spłoszył się i pobiegły w dół trasy. W końcu na śliskiej drodze przed zakrętem wpadły wprost na bariery okalające drogę. Jeden z koni wylądował w rowie, na plecach, z poważnymi obrażeniami ciała, w tym pęcin i ścięgien.

– Udało nam się dowiedzieć w Tatrzańskim Parku Narodowym, że lekarz weterynarii wezwany na miejsce nie podjął decyzji o eutanazji na miejscu – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! – Koń miał zostać przewieziony do rzeźni. Ja tego nie rozumiem, w Polsce można transportować tylko zwierzęta które się do transportu nadają. Ten ewidentnie cierpiał. W takim przypadku wyjątkiem jest transport do lecznicy, ale rzeźnia lecznicą nie jest – dodaje.

Cierpiącego konia z rowu wyciągały 3 zastępy straży pożarnej. Po tej operacji koń, prawdopodobnie z uszkodzonymi ścięgnami i licznymi obrażeniami kończyn, został załadowany do samochodu i miał być przetransportowany do rzeźni.

– Zawiadomimy organa ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad koniem poprzez transport rannego, cierpiącego zwierzęcia do ubojni – mówi mecenas Katarzyna Topczewska – Transport cierpiących i leżących zwierząt jest sprzeczny nie tylko z przepisami unijnymi, ale także polską ustawą o ochronie zwierząt. W tym przypadku można, a nawet trzeba było natychmiast skrócić cierpienie tego konia poprzez eutanazję na miejscu – tłumaczy.